Każdemu raz czy dwa zdarzyło się oceniać książkę po okładce. Mi zdarzyło się nawet kupić kilka książek ponieważ okładka przyciągnęła moja uwagę. Świetnym przykładem są książki Jo Nesbo które wprost uwielbiam i nie będę ukrywać że pierwszą kupiłam tylko i wyłącznie ze względu na okładkę. Są też książki które chce kupić i wiem że chce je przeczytać, ale okładka mi się nie podoba i zwyczajnie je pomijam. Zazwyczaj staram się unikać kupowania książek których okładki zdobi twarz aktora. Nie lubię też wszelakich naklejek typu "bestseller" "hit numer 1 według "tytuł gazety która nic dla mnie znaczy". Najbardziej chyba lubię proste nieskomplikowane okładki zawierające tytuł, imię i nazwisko autora. Bez zbędnych ozdobników i nachalnych reklam.
Na wspomnianym Nesbo pojawiła się czerwona kropka z informacja "Nesbo strącił z tronu Larssona" gazeta.pl. Jak już wspomniałam wcześniej wyjątkowo lubię okładki książek Nesbo z wyjątkiem tej okropnej czerwonej kropki. Opinia portalu gazeta.pl na temat twórczości Nesbo i Larssona nie ma dla mnie znaczenia w przypadku tych dwóch autorów. Ja chętnie czytam obu i nigdy nie zastanawiałam się nad tym który z nich siedzi na tronie a który nie. oczywiście mogę wejść na jakikolwiek portal przeczytać ich recenzje. może nawet na podstawie tego co napiszą kupie albo nie kupie jakieś książki. Ale czy naprawdę koniecznie muszę to mieć wydrukowane na okładce książki w postaci okropnej czerwonej kropki? Ja rozumiem że to marketing ale czy ktoś faktycznie kupi książkę dlatego ze gazeta.pl napisała ze Nesbo stracił z tronu Larssona?
Fragmenty recenzji drukowane na książkach bywają pomocne, ale tylko w przypadku jeśli znamy źródło i mu ufamy. Super pozytywny cytat z nieznanej gazety tak naprawdę nic mi nie mówi. Wyrwane z kontekstu trzy wyrazy mogą oznaczać wszystko i nic.
Zdarzyło mi się jednak złapać na chwytliwy cytat na okładce. Czasami lubię kupować książki na oko W ten sposób natrafiłam na kilka świetnych tytułów 3 z nich są na liście moich najbardziej ulubionych książek.Ostatnio jednak natrafiłam na książkę która miałam ochotę wyrzucić w połowie czytania. Zdarzało mi się czytać książki nudne i nieciekawe. Wiele z tych książek leży na półce nieprzeczytanych i czeka na lepsze czasy. Natomiast "Zabójczy gatunek" Dave'a Freedmana jest jak do tej pory najgorsza książką jaka czytałam. Kupiłam ją ze względu na cytat z okładki. "Wiarygodna, zatrważająca powieść z wyrazistymi, przekonującymi postaciami" podpisane Booklist Reviews i "Thriller w styku nowoczesnych powieści Michaela Crichtona opart na solidnych naukowych podstawach i śmiałych teoriach" - Washington Post Book World. Zgubiła mnie moja słabość do thrillerów opartych na solidnych naukowych postawach. Bardzo lubię mieszankę grozy z faktami naukowymi. Wydaje mi się to bardziej przerażające, kiedy zagrożeniem jest coś rzeczywistego, a nie jakieś fikcyjne straszydło. Pod tym względem bardzo lubię książki Robina Cooka. Ciekawy wydał mi się również Zwodniczy Punkt Dana Browna. Najbardziej przerażają mnie stworzenia z głębin morskich. Z przyjemnością przeczytałabym wiarygodny thriller o potworze z głębin morskich. Takim stworzeniu które dla laika w dziedzinie biologi mogłoby wydawać się prawdziwe.
Zacznijmy od tego że postacie w książce wcale nie są wyraziste. Są płytkie, puste i bez wyrazu. Żadnego bohaterka książki dosłownie nic nie wyróżnia na tle pozostałych. Są jednolitą szarą masą o której zapomina się natychmiast po przeczytaniu zdania. Żaden z bohaterów nie zapada w pamięć, żadnego z nich nie da się lubić ani nie lubić. Dialogi są sztuczne i drętwe. Naukowcy rozmawiają miedzy sobą krótkimi prostymi zdaniami które momentami nie maja najmniejszego sensu. Jeden z takich rozmów wygląda mniej więcej tak:
-Criag.
-Tak.
-Czas zacząć się bać, bracie.
-Tak?
-Tak.
Ja osobiście zaczęłam się śmiać, a nie bać. Poważnie taki dialog istnieje w książce chyba jedynie po to żeby miała ona więcej niż 120 stron. jednak nie wszystko w tej książce było takie złe. Ciekawa wydała mi się narracja w momencie kiedy obserwowaliśmy świat oczami stworzenia. Te fragmenty czytałam z zaciekawieniem mniej więcej do połowy książki. Do czasu jak stworzenie pozostawało w wodzie można było faktycznie czuć grozę opartą na "naukowych" podstawach. Oczywiście z punktu widzenia laika. Są jednak pewne rzeczy w które nawet największy ignorant na świecie po prostu nie jest w stanie uwierzyć, a tym bardziej odczuwać przed nimi lęk. Po prostu niektóre rzeczy są tak nieprawdopodobne, że wydają się bardziej śmieszne niż straszne.Okropna historia bardzo źle napisana.